Opis z tyłu książki: „John Tyree dokonuje wyboru - nie widząc szans na
zdobycie wyższego wykształcenia, po ukończeniu szkoły średniej zaciąga się do
armii. Przechodzi szkołę prawdziwego, męskiego życia, nabiera pewności siebie,
której dotąd mu brakowało. W czasie przepustki spotyka Savannah – dziewczynę
swoich marzeń. Młodszą o dwa lata studentkę pedagogiki, wolontariuszkę, która z
grupą przyjaciół, w ramach akcji dobroczynnej, buduje domu dla ubogich. Na
przekór wszelkich okolicznościom, pomiędzy obojgiem rozkwita miłość. Savannah
przyrzeka czekać na ukochanego, dopóki nie minie okres jego służby…”
Za najlepsze dzieło
Nicholasa Sparksa uchodzi Pamiętnik i
pewnie zawsze już tak pozostanie. Uznany jest też on za najlepszą ekranizację
jego dzieł. Zgadzam się – Pamiętnik jest
dziełem wyjątkowym, chwytającym za serce, pozostającym na długo w pamięci i
prawdziwym. Ale czołowe miejsce w moim sercu zajmuje właśnie I wciąż ją kocham.
Najpierw miałam
okazję obejrzeć film. Szczerze mówiąc, nie pamiętam okoliczności, w którym
zobaczyłam go po raz pierwszy. Ale pamiętam, że w sumie obejrzałam go dokładnie
4 razy od początku do końca, zawsze w połowie zaczynałam płakać i nie
potrafiłam przestać do samego końca. Książkę zamówiłam w bibliotece 28 lipca,
czekałam aż do 4 listopada na realizację zamówienia. Połknęłam ją. Nie jest to
w gruncie rzeczy nic nowego, zdarza mi się to całkiem często. Szczerze mówiąc
trochę się bałam. Bałam się, że książka nie sprosta moim oczekiwaniom. Że film
wzruszył mnie, jak żaden inny, a książka okaże się rozczarowaniem. Ale tak nie
było. Jestem zwolenniczką książek. Zawsze będę woleć książki od filmów. Żałuję,
że nie przeczytałam książki przed obejrzeniem filmu, bo postaci Johna i
Savannah potrafiłam sobie wyobrazić tylko jako Channinga Tatuma i Amandy
Seyfried, podczas gdy ich opisy w książce prezentowały się zupełnie inaczej. Na
szczęście nie było to praktycznie żadną przeszkodą w odbiorze historii.
Wiedziałam, że
zakończenie będzie się różnić od filmowego. Wyczytałam to chyba w ciekawostkach
dotyczących filmu na filmwebie. I cieszy mnie ta zmiana. Nie lubię dobrych
zakończeń, ale gdyby go nie było w filmie… Myślę, że byłby dla mnie zbyt
tragiczny, by kiedykolwiek do niego wracać. Ale w książce wszystko jest tak,
jak być powinno, mimo nieszczęśliwego zakończenia.
Staram nie odnosić
się dzieł do swojego prywatnego życia. Nie tutaj, ale… I wciąż ją kocham, szczególnie książka… Ma dla mnie ogromne
prywatne znaczenie. Wiem, że to co zaraz napiszę zabrzmi patetycznie, ale…
Jestem Johnem. Nie tak zupełnie, ale w ogromnej części. Jedyny chłopak, którego
kiedykolwiek kochałam, poszedł naprzód ze swoim życiem, jest w szczęśliwym
związku, a ja tkwię w impasie rozważając „co by było, gdyby…”. Na dodatek,
gwoździem do naszej trumny była choroba kogoś z mojej rodziny. Ta historia jest
moją kotwicą. Mimo, że mam świadomość, że nie zasługuje na najwyższe noty
zarówno w kategorii filmowej, jak i literackiej, jest dla mnie niezwykle ważna.
Bo uświadamia mi, że nie spotkało to tylko mnie. A świadomość, że nie jest się
wyjątkowym w swoim cierpieniu pomaga się z nim pogodzić.